Recenzja zdrapaka do zdrapek

Dziś artykuł zacznę nietypowo, mianowicie od historii. Był to zwykły dzień, byłem z tatą na zakupach (nie pamiętam, co kupowaliśmy). Pod koniec ojciec zaproponował mi zdrapkę, gdyż niedaleko znajdował się kiosk. Zgodziłem się, po czym podeszliśmy do sklepiku. Gdy trzymałem w rękach los, zorientowałem się, że nie mam go czym zdrapać (nie wiem, jak Wy, ale ja wolę zdrapywać za pomocą monety). Pani ze sklepiku usłyszała naszą rozmowę i poprosiła mnie, abym podszedł. Gdy znalazłem się przy okienku, kobieta wręczyła mi mały, niebieski zdrapak do zdrapek, po czym powiedziała, abym go zatrzymał. Podziękowałem, po czym odszedłem. Teraz przejdźmy do recenzji.

Przedmiot ma kolor niebieski, jak logo zdrapek. Na środku ma napis "Zdrapki" oraz logo. Jego kształt to okrąg połączony z nieostrym trójkątem oraz z zagłębieniem o kształcie półkola w środku. Zdrapak (jak sama nazwa wskazuje) służy do zdrapywania. Jest przydatny, gdyż monetę (którą możemy zużyć) możemy zastąpić tym gadżetem (gdyż on się nie zużyje). Produkt firmy "Lotto" (chyba większość wie że "Zdrapki" to produkt firmy "Lotto") jest bardzo poręczny i często go użyjemy, gdy nie mamy drobnych monet.

Jednak czy posiadanie czegoś takiego jest niezbędne? Pewnie, że nie! Do zdrapywania możemy użyć większości ostrych rzeczy, takich jak: paznokcie, moneta czy tylna końcówka łyżeczki (nie polecam noży). Jest to użyteczny gadżet, lecz nie polecam kupowania go.

Mikołaj Szajna

„Express Społeczniaka”

Społeczna Szkoła Podstawowa im. Rady Europy w Lubinie




"Zemsta”

Dnia 15 października 2017r. wraz z całą moją klasą wybrałam się na spektakl do naszego pobliskiego kina. Pomimo brzydkiej pogody zdążyliśmy na spektakl, który nosił nazwę „Zemsta. Autorem dzieła jest Aleksander Fredro, natomiast reżyserem sztuki był Adam Nowak.

Utwór jest komedią, w której ukazany został konflikt pomiędzy dwoma przeciwstawnymi sobie naturami: z jednej strony Cześnik Raptusiewicz, a z drugiej zaś strony Rejent Milczek. Obaj panowie przedstawiają różne typy ludzi. Cześnik to osoba bardzo wybuchowa i energiczna, z kolei Rejent jest to przykład osoby cichej, lecz do czasu. Aktorzy zostali przedstawieni za pomocą kontrastu, co dało się widzieć na podstawie ich stroju a także rodzaju wypowiadanych słów. U Cześnika dominował kolor stroju bordowy , czerwony. U Rejenta, zaś kolor szat przeplatał się niebieski i zielony. Już od pierwszej sceny byłam zachwycona scenografią, nie mogę ukryć, ze przypadła mi do gustu. Podobnie jest z efektami dodatkowymi, bardzo spodobał mi się dym który panował na Sali. Natomiast trochę mniej

przypadła mi do gustu muzyka. Według mnie cała ścieżka dźwiękowa nie była dobrze dobrana do całego utworu powieści i psuła wszystko. W pewnych momentach była za głośno, a chwilami nie było jej w ogóle słychać. W grze wszystkich aktorów było widać, że bardzo długo przygotowywali się do swoich ról. W których bardzo korzystnie wypadli.

Zachęcam wszystkich, niezależnie od wieku na udanie się do teatru na "Zemstę" gdyż jest tam wartka akcja, szalone intrygi, wiele śmiesznych, ale i pouczających sytuacji, wiele emocji, które zagwarantują miłe i pożyteczne spędzenie czasu. Tak jak było w moim przypadku.

Amelia Kędra „Nasza Dwójka”



BROMBA W SIECI

Byłam w Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie na spektaklu Bromba w sieci inspirowanym opowiadaniami Macieja Wojtyszki. Zobaczyć w nim można znane postacie, które wymyślił ten reżyser, dramaturg, ale przede wszystkim autor książek o Brombie. W przedstawieniu występuje między innymi detektyw Kajetan Chrumps, poeta Fikander, jego muza Malwinka, tajemniczy Pciuch i oczywiście Bromba.

Spektakl opowiada o uzależnieniach od komputera i o tym, że nawet najmniejsza wiadomość (wygrałeś darmową wycieczkę do ...) może wpuścić do urządzenia wirusa. W przedstawieniu stworzył go mały chłopiec, który chciał tylko napisać do babci wiadomość, żeby jej zrobić niespodziankę. Oczywiście złośliwy wirus zostaje pokonany.

Spektakl opowiada o przyjaźni i odwadze. Jego plusem są piosenki, które wpadają w ucho i tańce.

Premiera odbyła się 16 września 2017r. Spektakl adresowany jest do najmłodszych widzów, czyli uczniów klas I - III, chociaż dorośli twierdzą, że to sztuka też dla starszych uczniów. Mnie się nie podobała aż tak bardzo. Może dlatego, że jestem w V klasie i wolę trochę inne przedstawienia.

Ania Krzan, kl. V

WagnerPress II



CZEGO NIE WIDAĆ

Reżyser : Maciej Wojtyszko

Dnia 05.06.2018 byliśmy na sztuce ,,Czego nie widać” w teatrze Bagatela, który znajduje się znajduje w Krakowie.

Na początku sztuki wszystko wygląda tak, jakby aktorzy mieli próbę generalną. I oczywiście jest to prawda.

Wszystko skupia się na sardynkach oraz drzwiach. Aktorka, która gra gosposię, zapomina o gazecie, przez co scena musi być powtórzona. Później pojawia się para ludzi, którzy chcą wynająć dom. Są trochę nastawieni na małe igraszki. Jednak niespodziewanie przyjeżdża z Hiszpanii małżeństwo, które zamieszkuje ten dom. Oczywiście niby o sobie nie wiedzą. Wciąż trzaskają drzwi. Jedni wchodzą, drudzy wychodzą. Niesamowicie śmieszne sytuacje, których nie sposób opisać. W następnej części widzimy, jak ta próba wygląda za kulisami, co też jest bardzo śmieszne. Ważną rolę odgrywają też rekwizyty. Sardynki wciąż są na scenie. Zmieniają tylko miejsce. Z talerza na podłogę. Z podłogi jako broń. Kwiaty przechodzą z rąk do rąk. Pojawiają się nowe. Znikają i znów powracają na scenę. Nawet klamka może być ważna dla niektórych osób i powinno się ją zapakować i schować na strychu, żeby nikt jej nie zobaczył. Czasem nawet pudła i torby obrywają, gdy dochodzi do walki o kobietę. Niestety, jak to bywa, nawet reżyser czasem musi się wcielić w złodzieja, kiedy pojawi się taka potrzeba.

Groteskowy chaos w teatrze na próbie generalnej, za kulisami i w czasie występu. Tak jednym zdaniem można opisać to, co przez ponad półtorej godziny dzieje się na scenie.

Tę sztukę polecam wszystkim, którzy po ciężkim okresie potrzebują się odstresować, ponieważ bez przerwy można się śmiać aż gardło rozboli. Świetnie, że wybraliśmy się do Krakowa tuż przed zakończeniem roku szkolnego. Ta komedia jest według mnie najlepszą na jakiej byłam.

Kamila Kraska

WagnerPress II




„CZEGO NIE WIDAĆ”

We wtorek 5 czerwca miałam okazję obejrzeć spektakl pod tytułem „Czego nie widać” w Tetrze Bagatela w Krakowie. Przedstawienie reżyserował Maciej Wojtyszko. Za muzykę w tym spektaklu odpowiedzialny był Bolesław Rawski, a za scenografię Agata Stańczyk. Przedstawienie trwało 145 minut z jedną przerwą.

Najbardziej rozśmieszyła mnie postać Garry’ego Lejeune’a, który ciągle kończył swoje wypowiedzi słowami „No! Ten tego, no, wiesz o co mi chodzi, nie?”. To właśnie komizm tej postaci sprawił, że na długo będę o niej pamiętać. Jeśli chodzi o kostiumy to były one znakomicie dobrane do poszczególnych postaci. Scenografia również była znakomita, co w połączeniu z dobrze dobraną muzyką i kostiumami tworzyło niezapomniany efekt. Podczas spektaklu nawet największe smutasy mogą uśmiać się do łez.

W skrócie - cały spektakl opiera się na historii pewnej grupy aktorów. Na początku widzimy ich próbę generalną z wcięciami reżysera. Później mogliśmy oglądać komplikacje dziejące się za sceną podczas występu. Na koniec oglądaliśmy występ znów od przodu, ale tym razem wszystko było kompletnie inne. Zamiast dyskusji o sukience, dostaliśmy dyskusję o klamce. Sardynki zdobiły podłogę, a Garry potknął się o karton i spadł ze schodów. Doszło do tego, że trzy te same postacie pojawiły się na scenie i wyszedł z tego jeden wielki, komiczny chaos.

Ten spektakl na pewno zapamiętam na długo. To był świetny teatr w teatrze.

Maja Biskupska

WagnerPress II



Miałam dziś przyjemność obejrzeć spektakl „Czego Nie Widać” w teatrze Bagatela w Krakowie. Jest to tłumaczenie sztuki z Anglii. W oryginale reżyserował ją Michael Frayn, a w Krakowie Maciej Wojtyszko i sądzę, że spisał się na medal.

Przedstawienie dzieli się w pewnym sensie na trzy części. Pierwsza ukazuje próbę próby generalnej, druga premierę, ale, co ciekawe, za kulisami, a trzecia ostatni występ w trasie. Aktorzy natomiast wcielają się w aktorów grających w sztuce. Już od początku spektaklu widać, że podczas premiery bohaterowie będą mieć wiele problemów, choćby z komunikacją: roztargniona blondynka gubiąca soczewki kontaktowe, pracownik agencji mieszkaniowej, który nie może znaleźć słów żeby się wysłowić, czy przygłuchy złodziej-alkoholik.

Zaczyna się od tego, że reżyser denerwuje się na gospodynię, która nie może zapamiętać roli i popsutych drzwi (swoją drogą, było ich osiem w całej scenografii, bo aktorzy cały czas przez nie przechodzili). Musiał je naprawić technik Tim mimo że nie spał od dwóch dni. Na szczęście się udało, jednak potem zasnął na scenie za kanapą. Reżyser miał też miejsce na widowni gdzie na chwilę przysiadł i akurat trafiłam tak, że było to obok mnie.

Drugi akt rozpoczął się po przerwie i jak wspominałam, odbywał się za kulisami. Aktorzy bardzo pokłócili się miedzy sobą, a reżyser wyjechał. Przyjechał jednak niespodziewanie chcąc załagodzić sytuację, oczywiście z mizernym skutkiem, bo uwodził dwie kobiety naraz przy czym ignorował trzecią w nim zakochaną. Wszyscy sobie bez przerwy dogryzali, robili krzywdę i przeszkadzali. Na koniec widzieliśmy jak ekipa techniczna zmienia scenografię i zaczął się akt trzeci.

Matylda Maciejewska



„BALLADYNA”

Ostatnio byłem w Teatrze Nowym w Zabrzu na spektaklu pt. „Balladyna”, adaptacji utworu Juliusza Słowackiego. Reżyserem był Ingmar Villqist.

Dramat opowiada o tragedii wielu osób. Tytułowa bohaterka jest wielokrotną morderczynią, żądną władzy i bogactwa. I taką przedstawił reżyser na scenie.

Wszystkie kostiumy przygotowane zostały przez Marcela Sławińskiego i Katarzynę Sobańską, które nie można uznać za udane. Scenografia zrobiła na mnie dobre wrażenie, chociaż tak jak kostiumy niewiele miała wspólnego z propozycją Słowackiego. Scenograf zaprezentował swoją wizję, oszczędną, ale dzięki grze świateł zyskała wiele.

Przedstawienie trwało ponad 2 godziny. Fabuła nie odbiegała od tekstu tragedii, dzięki czemu zapamiętam treść długo. Z jednym wyjątkiem – śmiercią Balladyny. Jeśli chodzi o obsadę, aktor grający Grabka według mnie najlepiej odegrał swoją rolę. Doskonale pracował nad mimiką, gestykulacją i tonacją głosu. Niestety, nie można tego powiedzieć o innych aktorach. Muzyka też była zbyt nowoczesna.

Moim zdaniem spektakl „Balladyna” nie należy do najciekawszych przedstawień, ale jest to oczywiście tylko moja subiektywna ocena.

Kacper Szkop

WagnerPress II

Będzin



Recenzja Festiwalu Kolorów

Wydarzenie, które odbyło się w minioną sobotę w Pile cieszyło się dużą popularnością wśród mieszkańców. Mowa tu o Festiwalu Kolorów, czyli inaczej “Color Fest”. Festiwal miał miejsce przy pilskim Aqua Parku, gdzie zgromadziła się spora ilość pilan. Wśród uczestników przeważały osoby w młodym wieku, a impreza rozpoczęła się ok. godz. 17.

“Color Fest” to wydarzenie, które na stałe wpisało się w pilski kalendarz imprez miejskich. Jest ono organizowane co rok. Podczas trwania festynu można kupić różnego rodzaju gadżety m. in. kolorowy proszek, czyli proszek Holi. Zacznijmy od jego zalet. Jest dobrze ubarwiony i świetnie widać go na ubraniach, bo przecież o to chodzi! Z łatwością spiera się z ubrań, więc rodzice wpuszczą nas do domu (prawdopodobnie). Pomimo tego, że na zdjęciach nie wygląda, to jest go dość sporo. Niestety, jego cena jest mocno wygórowana, ponieważ jedna paczuszka kupiona na festynie to koszt 15 zł. Dla przykładu cena kolorowego proszku w internecie wynosi ok. 5 zł. Jednak podczas festiwalu nie można było mieć ze sobą swoich proszków Holi i trzeba było je zakupić na miejscu. W czasie trwania festynu można było nabyć również watę, konfetti itp. Minusem były spore kolejki i samo czekanie w niej zajęło nam ponad pół godziny. Co jakiś czas odbywały się wspólne wyrzuty proszków. Uczestnicy zgromadzeni pod sceną na znak w tym samym czasie rzucali swoje “kolory” w górę. Wybór kolorów był duży, zaczynając na żółtych i kończąc na czarnych. Czas podczas imprezy umilała głośna muzyka. Najlepiej wybrać się tam ze znajomymi, wtedy frajda jest największa, bo każdego można obrzucić.

Cieszę się, że wybrałam się na festiwal kolorów, spotkałam tam i poznałam nowe sympatyczne osoby. Pogoda była idealna, a ubrania “po” bardzo kolorowe. Miny ludzi widzących nas w centrum miasta były bezcenne. Wszystko się udało. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się to powtórzyć i zaprosić więcej znajomych do wspólnej zabawy!

Dominika Kobiołka, Niecodziennik Szkolny



Gminny Przegląd Form Artystycznych w Wojaszówce

W dniu 7 czerwca 2018 roku, przedstawiciele ze szkoły w Odrzykoniu, wybrali się do Wojaszówki na Przegląd Form Artystycznych o tematyce Odzyskania Niepodległości przez Polskę. Uczniowie prezentowali piosenki solowe jak i zespołowe, a później scenki teatralne lub montaże słowno-muzyczne. Naszą szkołę z Odrzykonia reprezentował zespół pod opieką pana od muzyki, oraz cztery zespoły do scenek teatralnych takie jak trzeciaki (gimnazjum), my młodzi, szóstaki i najmniejsi z klasy 3a. Do Wojaszówki przyjechali uczniowie ze szkół z Bratkówki, z Przybówki, z Wojaszówki, z Odrzykonia i z Łęk Strzyżowskich. Po wszystkich występach odbyła się powtórka występu, który został laureatem w powiatowym konkursie. Wszystkim bardzo się podobał. Po naradach jurorów ogłoszono wyniki. W piosenkach niestety naszej szkole nic nie udało się zająć, wygrała dziewczyna z Przybówki, a w scenkach teatralnych szóstaki zajęli trzecie miejsce a klasa 3a wygrała. Na przeglądzie było bardzo miło i bardzo się nam podobało, jak będziemy mieli okazje to jeszcze raz Odrzykoń spróbuje swoich sił. Uważam, ze takie przeglądy są konieczne, bo kształtują w uczniach poczucie patriotyzmu i poszanowania ojczyzny.

Katarzyna Blicharczyk

Redakcja LIDER Odrzykoń



LEKTURA NA TEATRALNEJ SCENIE

Recenzja „Zemsty”

W ubiegłym roku szkolnym omawialiśmy na lekcjach polskiego „Zemstę” Aleksandra Fredry. Nic dziwnego, bo to przecież obowiązkowa lektura. W tym roku utrwaliliśmy treść oglądając tę komedię w Teatrze Nowym w Zabrzu. Miałam wrażenie, że wciąż za tekst odpowiedzialny jest Fredro, choć nie żyje już 143 lata. A że jest to jego najbardziej znana komedia, wciąż można ją oglądać na deskach teatrów.

Sztuka została wyreżyserowana przez Zbigniewa Stryja. Kostiumami zajęła się Joanna Puk, a scenografią Bartłomiej Latoszek.

Akcja rozgrywa się na przełomie XIII i XIX wieku na ziemiach polskich, w zamku, który zamieszkują między innymi Cześnik Raptusiewicz i Rejent Milczek (główni bohaterowie). Są to sąsiedzi, którzy się nienawidzą, sami za bardzo nie wiedzą dlaczego. W międzyczasie bratanica Cześnika - Klara i syn Milczka – Wacław zakochują się w sobie.

Reżyser (Zbigniew Stryj) świetnie zagrał Cześnika Raptusiewicza, a Rejenta Milczka Marian Wiśniewski. W rolę Klary wcieliła się Anna Konieczna, natomiast Wacława zagrał Jakub Piwowarczyk. Podstolinę odegrała Joanna Romaniak. Mularzy zagrali Robert Lubawy i Jarosław Karpuk. Krzysztof Urbanowicz odtworzył postać Dyndalskiego, a cudownego Papkina Marian Kierycz.

Nie można nie wspomnieć o kostiumach, które były bardzo ładne i dodawały klimatu spektaklowi. Łatwiej było przenieść się wraz z aktorami w daleką przeszłość i przypomnieć sobie stroje naszej szlachty.

Scenografia była ciekawa i pomysłowa. Podobało mi się, w jaki sposób aktorzy zmieniali ją i z jaką łatwością to robili.

Grę aktorską można zaliczyć do najlepszych elementów tego przedstawienia. Była bardzo dobra. Z łatwością uwierzyłam w spór pomiędzy głównymi bohaterami. Kibicowałam miłości młodych. Aktor grający Papkina był najbardziej charyzmatyczny. Jego postać strasznie mnie rozbawiła i bardzo go polubiłam. Chwała reżyserowi za dobór tak świetnego aktora.

Myślę, że warto udać się na tę sztukę, szczególnie jeśli jest się uczniem. Na pewno spektakl

Jest lepszy od książki. Nie mam nic do Fredry, ale przecież pisał tę komedię z myślą o wystawieniu na scenie. Utrwaliłam treść, co może zaowocować na egzaminie ósmoklasisty.

Wiktoria Słota

WagnerPress II