Jak zostać dorosłym?

Czas dorastania jest niezwykłe trudną sprawą dla młodzieży. To czas kiedy żegnamy się z wygłupami i zabawkami, witamy naukę i podejmowanie trudnych decyzji. Tego trudnego tematu dotyczyło transmitowane z żywo, prosto z Teatru Powszechnego z Łodzi, przedstawienie pod tytułem "Ony".

Ten niełatwy spektakl poruszał ogromnie ważne problemy, np. takie, jak dzieci postrzegają rozwód rodziców albo chorobę bliskiej osoby, a nawet molestowanie seksualne. Jednak główny tematem przedstawienia było dorastanie.

Główny bohater po umieszczeniu mamy w szpitalu trafia do swojego wujka. Niestety, ten okazuje się być alkoholikiem. Chłopiec zostaje więc otoczony szczególną opieką przez dyrektorkę szkoły. Nie przestaje jednak myśleć o ojcu, który zostawił jego i jego matkę dla innej. Bohater nie rozumie, że ten go już nie chce.Wyrusza więc na jego poszukiwanie. Na swojej drodze spotyka miłość swojego życia. Ta, wtedy jeszcze dziewczynka, postanawia mu pomóc. W podróży dzieci zaczynają dorastać. To nie chłopiec, ale już mężczyzna odnajduje zaginionego członka rodziny. Okazuje się, żeojciecchciał do wrócić do domu i każdego dnia wspominał chwile z nimi spędzone. Stwierdził jedynak, żejest już za późno, żeby naprawić błędy. Poprosił więc, żeby syn odszedł…

Ta niezwykła opowieść jest wciągająca i ciekawa, ale ponad wszystko wzrusza. Oglądającperypetie głównego bohatera można prześledzić całe życie każdego z nas. Ośmioletni chłopiec wędruje aż po jego kres. Dociera wreszcie do momentu, gdy puka do jego drzwi „spokojna starość”.Całe życie w pigułce, ze wszystkimi jego wadami i zaletami, szczęściem i smutkiem.

"Ony” został wyreżyserowany przez Ewę Pilawską i Andrzeja Jakubasa. Naprawdę zachęcam do obejrzenia tego przedstawienia teatralnego. Zwłaszcza młodzież, która znajdzie w tej opowieści odpowiedzi na dręczące ją pytania o dorastanie i miłość, starość i śmierć. Może nawet coś podpowie?

Jaśmina Findling



Ed Sheeran Divide World Tour

Ed Sheeran to angielski piosenkarz znany na całym świecie dzięki takim hitom jak „Thinking Out Loud”, „Perfect” czy „Shape of You”.

Jego piosenek słucha młodzież i dorośli. Utwory Eda są puszczane w radiu, na imprezach i innych wydarzeniach. Jego trzecia światowa trasa koncertowa „Divide Word Tour” promująca ostatni, bijący rekordy popularności album „Divide” rozpoczęła się 16 marca 2017 r. W Polsce odbyły się dwa koncerty tego wokalisty - w Warszawie na PGE Narodowym w dniach 11 i 12 sierpnia 2018 r. Ja należałam do szczęśliwców, którzy mogli usłyszeć jego największe hity na koncercie w Berlinie w Niemczech.

Przed występem Eda Sheerana mogłam zobaczyć Anne-Marie, co było dla mnie dodatkowym przeżyciem i atrakcją. W końcu sam Ed wszedł na scenę. Piosenkarz nie zawiódł swoich fanów i śpiewał z dużą energią. Pomiędzy utworami, które śpiewał, powiedział że to jego największy koncert w Europie i przytoczył kilka historii związanych ze swoją karierą muzyczną. Na koniec wydarzenia ubrał koszulkę reprezentacji Niemiec w piłce nożnej. Był bardzo sympatyczny, otwarty na swoich fanów i miał duże poczucie humoru. Największe wrażenie zrobił na mnie widok zapalonych latarek z naszych telefonów w trakcie kilku piosenek, które zaśpiewał, kiedy było już ciemno.

To był mój pierwszy koncert w życiu i nie zapomnę tych chwil, które na długo zostaną w mojej pamięci i sercu.

Wiem, że zrobię wszystko, żeby być na następnej trasie koncertowej Eda Sheerana.

Antonina Kubacka

„Express Społeczniaka”




PORUSZAJĄCE PRZEDSTAWIENIE WARTE ZOBACZENIA

Spektakl „Oskar i pani Róża” - recenzja

Niedawno Teatr Nowy w Zabrzu zaprezentował ponownie spektakl opowiadający o losach chorego chłopaka. Przedstawienie było inscenizacją lektury „Oskar i pani Róża” na „deskach teatru”. Utwór został napisany przez Erica-Emmanuela Schmitta. Spektakl był dosyć nietypowym dziełem, gdyż grało w nim jedynie dwóch aktorów.

Utwór opowiada o małym chłopcu Oskarze, który ma białaczkę i ostatnie dni swojego życia spędza w szpitalu. Główny bohater ma zaledwie dziesięć lat, więc na początku jest bardzo smutny i nie wie dokładnie, jak poszły wszystkie badania. Chłopaka odwiedza starsza wolontariuszka Róża, która umie go pocieszyć, wynagradza mu małe zainteresowanie rodziców oraz spędza z nim czas. Kobieta jest dla niego bardzo miła, jednak czasem zapominała się i „wybuchała”. W spektaklu była ukazana dosyć pozytywnie. W pewnym momencie postanawia powiedzieć nieprawdziwą historię, że była kiedyś zapaśniczką i walczyła z innymi kobietami - w ten sposób chciała poprawić humor Oskarowi. Aby urozmaicić ostatnie chwile życia chłopca, postanowiła powiedzieć mu o „zabawie”. Polegałą ona na tym, że każdy dzień miał traktować jako kolejne dziesięć lat. Łatwo można obliczyć, że kończąc swoje życie miałby 130 lat, jednak normalnie dalej dziesięć. Na końcowych stronach możemy przeczytać o ucieczce Oskara ze szpitala i odwiedzeniu domu pani Róży. Dopiero tam zrozumiał sens życia i prawdziwe szczęście, ale prawie wszystko dzięki wolontariuszce. Gdy zapomniał o prawdziwym życiu i bawił się w „dziesięć lat”, mógł „na własnej skórze” przekonać się, jak wygląda życie starszych i pokonać strach oraz wstydliwe zachowanie. Pierwszy raz pocałował dziewczynę, „pobrał się” z Peggy Blue itp. Wolontariuszka przedstawiła mu również Boga, do którego Oskar później zaczął pisać listy, zaczynając je zawsze tym samym zwrotem: „Szanowny Panie Boże!”.

Głównymi i jednocześnie jedynymi aktorami byli: Robert Lubawy - grający chorego Oskara - oraz Renata Spinek, która wcieliła się nie tylko w Różę, ale również każdego innego bohatera. Reżyserem i adaptatorem był Marek Piaseczny, który również opracował muzykę oraz efekty dźwiękowe. Scenografia nie należała do „bogatych”, ale w swojej prostocie dobrze oddawała akcje utworu i poruszany w niej temat. Na scenie były jedynie: łóżko szpitalne, trzy kolorowe futryny (ukazujące etapy życia), stojak z kitlem lekarskim, kroplówką oraz miotła odwzorowująca doktora. Te wszystkie atrybutu, akcesoria, wygląd sceny przygotował Janusz Pokrywka. Inspicjentem była Edyta Bicz.

Według mnie aktorzy dobrze odegrali swoje role i wywiązali się z powierzonego im zadania. Myślę, że warto udać się na ten spektakl i osobiście zobaczyć go. Widownia znajduje się na scenie, dosłownie kilka metrów od odgrywających przedstawienie. Jeżeli jesteś uczniem klasy ósmej, dodatkowym plusem udania się na spektakl może być to, że jest on lekturą szkolną. Polecam wszystkim to dzieło, ponieważ odczucia wewnętrzne są potem niesamowite i inaczej można zacząć patrzeć na świat.

Kacper Szkop

WagnerPress II

Będzin




O ŻYCIU I ŚMIERCI

Spektakl „Oskar i Pani Róża”

na deskach Teatru Nowego w Zabrzu

Spektakl, wyreżyserowany przez Marka Pasiecznego, trwał półtorej godziny. W całym przedstawieniu występuje jedynie dwoje aktorów – Robert Lubawy jako Oskar i Renata Spinek jako Pani Róża. Spektakl miał swoją premierę 29 maja 2009 roku i jest on adaptacją powieści o tym samym tytule autorstwa Erica -Emmanuela Schmitta.

Powieść, której adaptacją jest przedstawienie, nie tylko wzrusza, ale również uczy, że nawet krótkie życie można i należy przeżyć godnie. Książka ta porusza jeden z najtrudniejszych tematów – chorobę, cierpienie i śmierć dziecka. W utworze Oskar tylko z ciocią Różą może rozmawiać o śmierci i to właśnie ona pomaga mu się z nią oswoić, przestać odczuwać przed nią lęk. „Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy” – słowa Pani Róży do Oskara. Słowa, które przekazuje autor czytelnikowi, by pokazać mu, co tak naprawdę ważne jest w życiu.

„Rodzimy się, dojrzewamy, dorastamy, a w ciągu naszego życia musimy nauczyć się tylu rzeczy na własnych błędach, zadać sobie tyle pytań i nie znaleźć tylu odpowiedzi. Tylko co, jeśli nagle okaże się, że nie mamy już czasu ? W takiej sytuacji znalazł się tytułowy Oskar, dziesięcioletni chłopczyk chory na białaczkę. Zmierzyć się z nią pomaga mu tajemnicza Pani Róża, która namawia Oskara, by pisał listy do Szanownego Pana Boga […].” tak przedstawia się opis spektaklu na stronie internetowej Teatru.

Spektakl, tak samo jak książka, ma nam pokazać, że życie trzeba doceniać. Bardzo dużo ludzi zdrowych narzeka na życie, popełnia samobójstwa, podczas gdy dzieci takie jak Oskar – chore i z góry spisane na straty – marzą, by żyć. Przedstawienie naprawdę zmusza do przemyśleń.

Według mnie, scenografia (stosunkowo uboga) - składała się tylko z łóżka, stolika, fotela, wieszaka i trzech prostych elementów przypominających ramki, które były przemieszczane podczas przedstawienia i symbolizowały przejścia - pomagała zrozumieć przedstawienie i pobudzić wyobraźnię. Co do gry aktorskiej, aktor wcielający się w postać Oskara, wyśmienicie przedstawił swoją postać – zachowywał się, mówił i reagował jak dziecko, mimo że był dorosły. Jeśli chodzi o postać pani Róży, to aktorka wydawała się zbyt sztywna i zimna, była za młoda na panią Różę z powieści, raczej nie odwzorowywała bohaterki i charakteru swej postaci z książki. Spektakl oglądało się przyjemnie, oprócz tego małego zgrzytu związanego z panią Różą.

Spektakl podobał mi się bardzo. Dzięki scenografii, muzyce i grze aktorskiej Roberta Lubawy naprawdę wczułam się w przedstawiane sytuacje i momenty z życia Oskara. Pod koniec, już po śmierci dziecka, muszę przyznać, iż nie powstrzymałam łez i zaczęłam płakać – historia ukazana w przedstawieniu wywołała emocje, mimo że nie działa się naprawdę. Podczas oglądania ma się gdzieś w głowie fakt, że co prawda to co my widzimy jest tylko spektaklem, ale przecież sytuacje takie jak ta dzieją się codziennie. To właśnie przez tę świadomość łatwo jest się wzruszyć.

Maja Biskupska

WagnerPress II

Będzin




Sztuka o życiu czy o śmierci?

,,Oskar i pani Róża” to sztuka wystawiana na deskach Teatru Nowego w Zabrzu, która swoją premierę miała dziesięć lat temu, a dokładnie 29 maja 2009 roku. Jest to adaptacja utworu epickiego Ericka-Emmanuela Schmitta wydanego w 2002 roku.

Głównymi bohaterami są dziesięcioletni Oskar i wolontariuszka - pani Róża. Gdy chłopiec dowiaduje się, że umiera, pani Róża pomaga mu pogodzić się z losem. Dzięki niej Oskar zaczyna pisać listy do Boga i już nie czuje się sam. Specjalnie dla niego pani Róża wymyśla również zabawę. Dziecko codziennie będzie się starzało o 10 lat, dzięki czemu nie będzie miało poczucia niesprawiedliwości.

Sztuka została zrealizowana bardzo minimalistycznie. Sama obsada zamyka się w dwóch osobach: Robercie Lubawym (Oskarze) i Renacie Spinek (pani Róży). Za scenografię służą łóżko, szafka wieszak, krzesło i trzy drewniane ramy, dzięki którym aktorzy mogą pokazać zmianę otoczenia. Przez całe przedstawienie towarzyszyło nam również niezmienne białe światło.

Robert Lubawy, wcielający się w Oskara, nie odegrał swojej roli jakoś fenomenalnie, ale zrobił to na pewno lepiej niż Renata Spinek. Największym problemem był ich wiek i charakteryzacja. Pan Robert nie ma dziesięciu lat. Jest dorosłym mężczyzną, więc nie starał się udawać małego chłopca. Natomiast Pani Renata jest zbyt młoda, a na siłę chciała być uważana za osobę o wiele starszą.

Po obejrzeniu spektaklu jestem bardzo zdziwiona, że jest to sztuka, na którą bilety trzeba rezerwować kilka miesięcy wcześniej. Przedstawienie jest bardzo mdłe i nijakie. Nie oddaje uczuć dziecka, które wie, że niedługo odejdzie, ponieważ nie ma w nim dziecka. Powinno ono pokazywać drogę osoby, która jest chora, a tak naprawdę nie ma w nim nic ciekawego. Więc nie jest to sztuka ani o życiu, ani o śmierci. Jest po prostu o niczym. Człowiek siedzi i zastanawia się, co właściwie robi w teatrze. Oczywiście jest to moja opinia. Tak naprawdę zrozumiałam sens utworu E. Schmitta dopiero, gdy omawialiśmy go na polskim.

Wiktoria Nanek

WagnerPress II

Będzin




1 DZIEŃ – 10 LAT

Niedawno miałem okazję zobaczyć z klasą spektakl „Oskar i pani Róża” w Teatrze Nowym w Zabrzu. Spektakl jest adaptacją książki Erica-Emmanuela Schmitta o tym samym tytule.

Wyreżyserowana przez Marka Piasecznego inscenizacja opowiada o 10 letnim Oskarze (Robert Lubawy) chorym na białaczkę, który dowiaduje się, że ma maksymalnie 12 dni życia. Odwiedzająca go w szpitalu wolontariuszka pani Róża (Renata Spinek) pomaga mu zmierzyć się z zaistniałą sytuacją i pogodzić się ze śmiercią, co robi poprzez namówienie go do pisania listów do Szanownego Pana Boga oraz przeżywanie każdego dnia, jakby to było 10 lat.

Scenografia opracowana przez Janusz Pokrywkę jest bardzo prosta. Po bokach sceny umiejscowiona jest widownia, na środku scena ma przypominać szpital. Jest łóżko szpitalne, szafka nocna, kilka innych rekwizytów oraz trzy konstrukcje wyznaczające upływ czasu. Ostatnia z nich symbolizuje przejście na tamten świat. Prostota sceny dodaje uroku tej sztuce oraz pasuje idealnie do tylko dwóch aktorów.

Z aktorstwem niestety nie jest już tak dobrze jak ze scenografią. O ile Robert Lubawy odegrał swoją rolę śpiewająco, wczuwając się w 10 dziesięciolatka, to Renata Spinek średnio zagrała panią Różę. Aktorka wzięła tę rolę zbyt poważnie, błądząc po scenie, co w ogóle nie pasowało do postaci pani Róży.

Oglądając tę sztukę, zrozumiałem kilka istotnych spraw dotyczących życia. Były momenty, które mogły rozśmieszyć i były też momenty smutne i wzruszające. Spektakl ten podejmuję naprawdę głębokie tematy, takie jak: godzenie się ze śmiercią, przyjaźń oraz dorastanie. Polecam go dla wszystkich nauczycieli, którzy mają do omówienia z klasą książkę „Oskar i pani Róża”.

Maciej Tchórzewski

WagnerPress II

Będzin




NIEMOŻLIWE

Pierwszego lutego duet „Kwiat Jabłoni” wydał swoją pierwszą studyjną płytę pod tytułem Niemożliwe. Jest to rodzeństwo, Kasia i Jacek Sienkiewiczowie, grający folk pop. Wcześniej występowali z grupą Hollow Quartet. Ich piosenki łączą w sobie grę na fortepianie, mandolinie i śpiew, w niektórych piosenkach z elementami elektronicznymi. Nie są zbyt popularni, ale mają na to sporą szansę jako utalentowani alternatywni wykonawcy.

Już kilka miesięcy wcześniej na YouTubie można było posłuchać pięciu utworów promujących krążek. Wszystkie są bardzo lekkie i delikatne, a charakterystyczny głos Kasi idealnie do nich pasuje i zapada w pamięć. Jacek śpiewa jakby spokojniej, może troszkę ciszej. Jednak głosy ładnie się zgrywają i świetnie razem brzmią. Niektóre teksty są przejmujące, liryczne, traktujące czasem o śmierci jak Za siódmą chmurą, a innym razem o zagubieniu w dzisiejszym świecie. Warto się na nich skupić podczas słuchania, ponieważ jest używanych sporo metafor i każdy może interpretować utwory na swój sposób. Do mnie osobiście bardzo trafiają. Turysta jest jedyną piosenką, w której użyto również gitary elektrycznej i według mnie sprawdziło się to. Najbardziej skoczną piosenką jest chyba jednak Wzięli zamknęli mi klub, napisana z większym dystansem i luźniejsza, co było dobrym wyborem, bo na płycie wszystko jest jednocześnie zgrane i różnorodne. Mam jednak dwóch faworytów. Nie ma czasu, którego brzmienie bardzo mi się spodobało, dosłownie zakochałam się w pierwszych sekundach utworu. Najpierw jest subtelne, potem trochę żywsze. Drugi utwór to Kto powie mi jak, zagrany na trochę niższych tonach. Tutaj można posłuchać Jacka i przekonać się, że również potrafi rewelacyjnie śpiewać oraz równie dobrze grać na mandolinie.

Podsumowując, sądzę, że warto wydać trochę pieniędzy na zakup Niemożliwe, aby wesprzeć znakomitych, wschodzących artystów. Gatunek muzyczny jest raczej neutralny i powinien się spodobać większości osób. Osobiście jestem zachwycona i czekam na koncerty w mojej okolicy oraz kolejne pierwszorzędne piosenki.

Matylda Maciejewska

WagnerPress II

Będzin




Album Queen II

Queen to jeden z najważniejszych zespołów muzyki rozrywkowej, z jednym z najlepszych wokalistów na świecie, Freddie’m Mercury’m na czele. Ostatnio słucham często ich drugiego albumu studyjnego Queen II nagranego w 1973 roku i wydanego w 1974.

Płytę rozpoczyna krótki utwór instrumentalny Procession, stylizowany na marsz pogrzebowy, by płynnie przejść do drugiej najdłuższej piosenki Father to Son trwającej ponad 6 minut. Uważam jednak, że spośród jedenastu świetnych utworów znajdujących się na krążku, na szczególne wyróżnienie zasługuje pięć z nich. Pierwsze dwie, Some Day One Day oraz Loser In The End zostały napisane i zaśpiewane kolejno przez gitarzystę Briana Maya i perkusistę, Rogera Taylora. Interesująca jest również piosenka The Fairy Fellers Masterstroke, gdzie za charakterystyczne dźwięki w tle odpowiada wzmacniacz stworzony przez basistę, Johna Deacona. Została napisana przez Mercury’ego, który zainspirował się obrazem Richarda Dadda. Czwarta, March of the Black Queen – niespełna siedmiominutowe dzieło wokalisty, które naprawdę potrafi zachwycić złożonością i charakterystycznym śpiewaniem na głosy, protoplasta sławnego Bohemian Rhapsody. Płytę kończy Seven Seas of Rhye, którego początek jest istnym popisem umiejętności Freddie’ego w grze na pianinie. Piosenka jest szybka i żywa, w sam raz aby wypromować nią krążek i to właśnie zrobił zespół. Bardzo podobają mi się też płynne przejścia między utworami, przez które ma się wrażenie, jakby słuchało się jednej, czterdziestominutowej kompozycji.

Uważam, że klasykę rocka, taką jak ten album, powinien znać każdy, kto bardziej interesuje się muzyką. Każda piosenka, mimo tego że w pewnym sensie wszystkie stanowią spójną całość, jednak jest odrębna i dopracowana. Znajduje się na niej sporo niedocenionych piosenek, które czekają na to, aby odkryć je na nowo. Serdecznie polecam tę płytę wszystkim, którzy jeszcze jej nie słyszeli - czyli pewnie większości czytelników - i jestem przekonana, że się na niej nie zawiodą.

Matylda Maciejewska

WagnerPress II

Będzin




„ZEMSTA” - recenzja

Wraz z moją klasą udaliśmy się na spektakl  pt. „Zemsta”. Był on oczywiście odegraniem komedii Aleksandra Fredry. Przedstawienie wystawione zostało w Teatrze Nowym w Zabrzu.

Reżyserem, tego zagranego na deskach teatru dramatu, jest Zbigniew Stryj, który również zagrał postać Cześnika. W swej prostocie ładną scenografię przygotował Bartłomiej Latoszek. Kostiumy dla aktorów przygotowała Joanna Puk, były one pasujące do odegranej sytuacji i dobrze przemyślane. Choć cała komedia trwała ponad półtorej godziny, bo 1 godzinę i 40 minut, to muzyki w niej dużo nie było, a można powiedzieć, że więcej było pojedynczych dźwięków. Jednakże ową muzykę przygotowała Marzena Mikuła-Drabek.

Aktorów było dwunastu, jednak niektórzy pojawili się zaledwie kilka razy podczas całego spektaklu. Głównymi postaciami byli Cześnik oraz Rejent i to wokół nich toczyła się akcja przedstawienia. Mniejszymi, ale zarówno tak samo śmiesznymi postaciami byli: Papkin, Dyndalski oraz Wacław. Komedia nie mogła się obejść bez kobiet, więc występowały w nim i one (m. in. Klara). Gra aktorska większości osób była dobra. Wszyscy poradzili sobie ze swoimi zadaniami.

Moim zdaniem przedstawienie było interesujące. Opierało się na dramacie Fredry prawie dokładnie. Dzięki temu mogliśmy przypomnieć sobie obowiązkową lekturę. Na pewno lepiej komedię oglądać na scenie niż czytać. Może dlatego, że znałem ten utwór, niektóre sceny mnie nudziły, ale późniejsze sytuacje poprawiały mi humor.

Aktorzy dobrze prezentowali swe role, scenograf wykonał w miarę swoje zadanie, a reżyser nie odbiegł do pierwowzoru. Według mnie warto iść na spektakl, gdy tylko pojawi się w jakimś teatrze.

Kacper Szkop

WagnerPress II

Będzin



JAJOGŁOWY I ZAPAŚNICZKA

Eric - Emmanuel Schmitt jest jednym z najbardziej rozchwytywanych francuskich pisarzy. W tym roku szkolnym poznaliśmy jego utwór Oskar i pani Róża. Wiele teatrów wystawia tę opowieść. Ja miałam okazję zobaczyć to przedstawienie w Teatrze Nowym w Zabrzu.

Osobą, która zajęła się reżyserią, adaptacją oraz oprawą muzyczną jest Marek Pasieczny. Scenografię przygotował Janusz Pokrywka. Główne i jedyne role zagrali - Renata Spinek, która w Balladynie odegrała rolę Chochlika, w duecie z Robertem Lubawym. Znam go z Zemsty, gdzie zagrał Perełkę.

Oskar i pani Róża to niesamowicie poruszający spektakl, który opowiada o tytułowym Oskarze – dziesięcioletnim chłopcu chorym na białaczkę. Podczas pobytu w szpitalu zaprzyjaźnia się z jedną z wolontariuszek – panią Różą, do której tak mocno się przywiązuje, że zaczyna mówić jej „ciociu”. Chłopczyk przypadkiem dowiaduje się, iż zostały mu dwa tygodnie życia. Ciocia Róża bardzo angażuje się w to, aby czas, jaki mu pozostał, nie był zmarnowany i wymyśla zabawę, która polega na udawaniu, że jeden dzień to dziesięć lat. Sprawia ona radość chłopcu i pozwala poznać życie, które za chwilę ma stracić. Doświadcza on wszystkiego, co spotyka każdego normalnego człowieka, a przez to jest niesamowicie dojrzały, mądry, pomimo tego, że nadal ma dziesięć lat. Dowiaduje się również, kim jest Bóg i pisze do niego listy.

Spektakl ten był bardzo minimalistyczny. Na scenie było tylko dwoje aktorów i wieszak grający doktora Düsseldorfa. Scenografia także była skromna, bo składała się jedynie z trzech ram w różnych kolorach, łóżka szpitalnego, szafki, fotela bujanego. Według mnie za mało było aktorów, którzy mimo wszelkich starań nie mogli dać widzowi takiego klimatu, jaki byłby w przypadku większej obsady.

Jeśli chodzi o Oskara, jestem całkiem pozytywnie zaskoczona, bo podejrzewam, że wcielić się w rolę dziesięciolatka, kiedy jest się dorosłym mężczyzną, to nie jest taka prosta sprawa, a R. Lubawy dobrze sobie z tym poradził. Jego mimika i gesty były w niektórych momentach zbyt infantylne, ale mam wrażenie, iż to tylko dodaje uroku postaci. Świetnie operował głosem. Gdy się go słuchało, miało się pewność, że mamy do czynienia z małym chłopcem. Poradził sobie znakomicie, lecz nie mogę do końca tego powiedzieć o jego partnerce. Owszem, była charyzmatyczna, a jej żarty bawiły. Dało się też uwierzyć w jej zmyślone opowieści, ale w stosunku do chłopca zachowywała się nieco oschle. Nie dawała w pełni poczuć nam tej więzi, jaka ją łączyła z podopiecznym. Mam też zastrzeżenia do wypowiadanych przez nią zdań. Pod koniec była scena, w której mówiła za cicho i nie byłam w stanie wszystkiego usłyszeć. Zdarzały się również momenty, gdzie wypowiadała zdania nieco za szybko, ale na to jestem w stanie przymknąć oko, bo na szczęście nie wyszedł z tego bełkot.

Muszę szczerze stwierdzić, że muzyka, która się tam pojawiła, nie spodobała mi się; ciągle się powtarzała i miałam wrażenie, jakby w ogóle nie pasowała do tematu spektaklu. Kiedy się pojawiała, nagle robiła się taka nieprzyjemna pauza, którą według mnie zupełnie nie była potrzebna.

Podobało mi się natomiast oświetlenie. Było stłumione, czasem pojawiała się tylko niebieska poświata, lecz dawała ona urok całości.

Kolejną dość istotną dla mnie kwestią jest ustawienie widowni, które było zdecydowanie nietypowe. Po obu stronach sceny ustawiono rzędy krzesełek. Ten pomysł także ma swoje plusy i minusy. Dobrą stroną tej koncepcji jest to, że widz jest bardzo blisko aktora i może bardziej przyjrzeć się sposobie gry i jest bardziej pochłonięty akcją. Zła strona to krzesełka, które były bardzo niewygodne i nie za bardzo dało się skupić na tym, co się dzieje na scenie. Mam nadzieję, że scenograf następnym razem zadba o wygodne miejsca dla widowni.

Uważam, że spektakl Oskar i pani Róża jest warty obejrzenia, szczególnie dlatego, iż skłania nas do zastanowienia się nad swoim życiem. Często nie doceniamy tego, co jest nam dane, a ta

sztuka świetnie uczy przyjmować to wszystko z pełnym szacunkiem do Boga. Polecam go głównie dorosłym i młodzieży, bo dzieci mogą nie zrozumieć wszystkich scen, a starsi wyciągną odpowiednie wnioski, do których skłania przedstawienie.

Wiktoria Słota

WagnerPress II

Będzin