Wakacyjna przygoda – wyniki konkursu

Z zaciekawieniem przeczytaliśmy wszystkie Wasze wakacyjne historie. Były wśród nich opowieści śmieszne, zaskakujące, a czasem nawet straszne! Z pewnością z wakacji wróciliście wypoczęci, ale również bogatsi w doświadczenia i mądrzejsi. Nasze Jury wybrało 5 spośród wszystkich Waszych zgłoszeń. Sprawdźcie poniżej, do kogo powędruje książka Ewy Karwan – Jastrzębskiej!



I miejsce

Oskar Mazur z redakcji „PiSAKa”

 


„Prawdziwym skarbem są nasi przyjaciele”

Pewnego, sierpniowego popołudnia wybrałem się razem z Damianem na spacer. Zabraliśmy też mojego psa Barniego.

Poszliśmy do parku. Po drodze spotkaliśmy koleżankę Nikolę z babcią, które wracały ze sklepu z zakupami. Ponieważ były ciężkie, pomogliśmy im zanieść je do domu. W podzięce otrzymaliśmy od starszej Pani kawałek pysznego placka. Nikola postanowiła, że pójdzie razem z nami.

W parku bawiliśmy się wszyscy razem. W pewnym momencie znaleźliśmy starą kasetę. Poszliśmy więc do domu Nikoli, ponieważ miała odtwarzacz do starych kaset. Byliśmy bardzo ciekawi, co jest na niej nagrane. Zobaczyliśmy mapę do kufra, w którym miał znajdować się ukryty skarb. Postanowiliśmy go odnaleźć.

Droga do skarbu wiodła wzdłuż Wisłoka. Naszkicowaliśmy więc ją na kartce i wyruszyliśmy. Gdy dotarliśmy już na miejsce, okazało się, że kufer znajduje się pod wodą.  Próbowaliśmy go wyciągnąć za pomocą wielkiego kija, ale na niewiele się to zdało. Znaleźliśmy kawałek liny, z którym zanurkowałem i przywiązałem go do kufra. Z drugim końcem wypłynąłem na powierzchnię i razem z moimi przyjaciółmi ciągnęliśmy ile sił. Nawet Barni złapał za sznurek i ciągnął razem z nami. Udało się. Kufer był cały zardzewiały i zamknięty na kłódkę. Ponieważ nie mieliśmy klucza, szukaliśmy czegoś, czym będziemy mogli go otworzyć. Damian wziął wielki kamień i zaczął uderzać. Uderzał, i uderzał, i gdy już myśleliśmy, że nic z tego, kłódka pękła. Zamarliśmy. Byliśmy strasznie ciekawi, co jest w środku.

Ku naszemu zdziwieniu, w środku nie było żadnych skarbów, tylko kawałek starej, zniszczonej kartki. Nikola wzięła ją do ręki i przeczytała widniący na niej napis: „Prawdziwym Skarbem Są Nasi Przyjaciele”. Popatrzyliśmy się na siebie wesoło i wspólnie wróciliśmy do domu.


II miejsce

Julia Banasiak z redakcji „Expressu Społeczniaka”

 


Zaginiony trampek

Zuzia jak co roku na początku wakacji odwiedziła swoją ukochaną Babcię Irenkę. Chętnie odwiedzała to miejsce. Czekały tu na nią przyjaciółki: Julia, Ola, Ela i ja.

Pierwszego dnia bawiłyśmy się nad brzegiem rzeki, wodnym igraszkom nie było końca. W pewnej chwili podczas zabawy w nurkowanie Zuzia wyskoczyła z wody trzymając w ręku błyszczący przedmiot. Pędem wybiegła na brzeg wykrzykując: „Mam, mam, mam!”. Zbiegłyśmy się, aby zobaczyć, co ma Zuzia. Był to przedmiot przypominający klucz. Błyszczał się i był dość ciężki. Uznałyśmy, że skoro się tak błyszczy, to jest ze złota. Podziwom nie było końca. Nagle Kornelia zauważyła na kluczu dziwne znaki, coś jakby litery. Szybko udałyśmy się do domu babci Zuzi, pani Irenki.

Pokazałyśmy znaleziony skarb babci, na co ona również zareagowała niemałym zdziwieniem, po czym doznając olśnienia oznajmiła, że znaki z klucza widziała na miejscowym kościele!

Następnego dnia umówiłyśmy się na wyprawę do kościoła. Obeszłyśmy go dookoła sprawdzając, do których drzwi pasuje klucz. Pasował tylko do jednych. Otworzyłyśmy drzwi i niepewnym krokiem zaczęłyśmy schodzić po schodach w dół. Bałyśmy się, ale ciekawość była większa niż strach. Zeszłyśmy do ciemnej piwnicy. Nagle drzwi, przez które weszłyśmy, zatrzasnęły się z hukiem. Przerażone szybko pobiegłyśmy do góry, pchając drzwi ile sił, aby wydostać się z tego miejsca. Udało się. Objęłyśmy się ze szczęścia, wtedy Zuzia zauważyła, że brakuje jej jednego trampka na lewej stopie. Same nie odważyłyśmy się zejść i go poszukać. Poprosiłyśmy o pomoc ogrodnika, który kosił trawę wokół kościoła. Pan ogrodnik wziął latarkę, zszedł poszukać buta, lecz gdy wrócił oznajmił, że tam nie ma żadnego trampka.

Wróciłyśmy do domów i do końca wspólnych wakacji zastanawiałyśmy się, co stało się z zaginionym trampkiem.


III miejsce

Arkadiusz Jakubik z redakcji „Lidera”

 


To był zwykły, wakacyjny dzień. Przynajmniej tak się zapowiadał. Nie sądziłem, że przeżyję chwile grozy...

Wspólnie z kolegą postanowiliśmy zwiedzić okolicę. Dzień był upalny. Wsiedliśmy na nasze niezawodne środki lokomocji - rowery. Postanowiliśmy pojechać nieznaną nam drogą obok rzeki. Liście drzew rosnących nad wodą dotykały jej powierzchni. Było cicho. Słyszeliśmy tylko szum płynącej wody. Zobaczyłem jaszczurkę wygrzewającą się na kamieniu. Oglądałem dokładnie jej ciemnozieloną skórę. Była przepiękna! Już miałem krzyknąć, aby Tomek zatrzymał się, ale mój głos wystraszyłby gada. Nagle jaszczurka uciekła... Ruszyłem szybko, by dogonić kolegę. Minąłem zakręt, potem kolejny i jeszcze jeden... Tomka nigdzie nie było! Drogę porastały tu wysokie trawy - teren był rzadko uczęszczany. Poczułem się dziwnie. Przyśpieszyłem! Zacząłem wołać Tomka. Nikt mi nie odpowiadał! W dodatku niebo zaczęło się chmurzyć.
- Jeszcze brakuje, aby zaczęło padać!- pomyślałem ze złością.
Przyśpieszyłem. Było duszno. Nagle trafiłem oponą na duży kamień. Mój rower skręcił gwałtownie w stronę rzeki, a ja wyleciałem jak z procy! Wpadłem w krzaki nad wodą.... Zawisłem nad rzeką na dość cienkiej gałęzi. Trzymałem ją kurczowo!
- Zaraz spadnę i utonę, nurt jest tu silny a woda głęboka! - myślałem w panice.
Nagle zobaczyłem biegnącego mi na ratunek kolegę! W rękach trzymał długi patyk.
Chwyciłem go kurczowo. Jeszcze chwila ... i stałem na brzegu.
- Ufff! - westchnąłem z ulgą. - Gdzie byłeś?! 
- Schowałem się w trawie i obserwowałem cię z daleka. Ale to nie był dobry pomysł. Przepraszam!
- Ok. Nie gniewam się. W końcu uratowałeś mnie.
- Wiesz, wracajmy lepiej do domu - dodał Tomek - Też się wystraszyłem.
  Wracaliśmy bez słowa i w pośpiechu, bo błyskawice przeszywały niebo, a wiatr wzmagał się z każdą chwilą.

IV miejsce

Amelia Ekiert z redakcji „Expressu Społeczniaka”

 


Przygody w szczecińskiej papugarni

Wracając z rodzicami z wakacji nad morzem postanowiliśmy odwiedzić papugarnię „Carmen” w Szczecinie.

Z zewnątrz budynek wydaje się mały, lecz w środku robi ogromne wrażenie. Już przy kasie można zobaczyć papugę arę o imieniu Rico, która pięknie mówi pojedyncze wyrazy a nawet całe zdania. Przed wejściem należy zdezynfekować ręce oraz ściągnąć biżuterię, ponieważ niektóre papugi zachowują się jak sroki i polują na błyskotki!

Ptaszki są oswojone, bardzo przyjazne i ciekawskie, dlatego nie ominęły nas różne przygody. Jeden z nich zepsuł mojemu tacie suwak przy kurtce, inna papuga uszkodziła mojej mamie zamek przy plecaku! Mnie natomiast chciały powyrywać kolorowe warkocze, które miałam we włosach. Moim ulubieńcem został Mister White, piękna, biała kakadu. Większość czasu spędził na moim ramieniu, ale też na głowie!

Zabawa była wyśmienita, ale niestety trzeba było wracać do Lubina – przed nami było kilka godzin jazdy. Kiedy szykowaliśmy się do wyjścia okazało się, że brakuje kluczyków do samochodu! Moi rodzice zaczęli gorączkowe poszukiwania, gdy nagle coś błysnęło na konarze, na którym siedziały żółte papugi kozie… Okazało się, że to nasi winowajcy! Musiały dostać się do plecaka mojej mamy i zabrać kluczyki. Z pewnością spodobał im się błyszczący breloczek. Musieliśmy poprosić o pomoc obsługę papugarni, ponieważ nasze małe złodziejaszki ani myślały oddać nam naszą własność. Pomogła nam jedna z pań, która tam pracowała, przekupując papużki prosem senegalskim, które jest prawdziwym przysmakiem ptaków.

To była wspaniała przygoda i z pewnością wrócimy do Szczecina, aby znowu zobaczyć te mądre i zabawne zwierzątka. 


V miejsce

Filip Wolan z redakcji "PiSAKa"


Tegoroczne wakacje jak zwykle szybko się skończyły. Zwiedziliśmy jednak piękne miejsce  w Karkonoszach - Szklarską Porębę.

Wyjazd nie zapowiadał się najlepiej, bo od początku lało jak z cebra. Gdy dotarłem na miejsce, zastanawiałem się, co będę robił przez kolejne dni i zasnąłem zmęczony.

Rano obudził mnie deszcz. Podczas śniadania myślałem, jak spędzę dzień. Nagle krzyknąłem: „Mam pomysł, jedziemy szukać pogody”.

Sprawdziłem z tatą, gdzie znajdziemy słońce. Ładna pogoda była po czeskiej stronie. Ruszyliśmy w tamtym kierunku i dotarliśmy do miejsca, które nazywało się Czeskim Rajem. Tam naprawdę było pięknie.

Najlepsze było to, że mieszkał tam Rumcajs. Ten sam, którego znałem z bajki. To znaczy, że znalazłem się w Rzacholeckim Lesie, czyli w lesie Rumcajsa. Postanowiłem, że wcielę się w jego rolę. Żeby go trochę przypominać, zrobiłem sobie brodę z liści. Nie umiałem tylko robić butów, tak jak Rumcajs ale zostać rozbójnikiem nie było trudno. Wyobraziłem sobie, że mieszkam w jaskini, bez światła, bez Internetu. Zacząłem rozmawiać ze zwierzętami i nawet je rozumiałem. Rozglądałem się, czy nie widać gdzieś wroga Rumcajsa, czyli Księcia Pana i Księżnej Pani, ale nie znalazłem nikogo, kto by ich przypominał. Wchodziłem na skały i rozglądałem się po lesie, czy wszystko jest w porządku i nie ma jakiegoś zagrożenia. Zazdrościłem Rumcajsowi, że mieszkał w takim miejscu. Ta zabawa tak mnie wciągnęła, że nie chciałem wracać z powrotem. Niestety robiło się ciemno, a jeszcze mieliśmy zajrzeć do Jiczyna czyli miasteczka, z którego Rumcajs pochodził.

Po powrocie opowiedziałem mojemu koledze o tym miejscu i o wymyślonej zabawie. Postanowiliśmy, że za rok tam pojedziemy, może wymyślimy jeszcze ciekawsze historie.


Co otrzymują laureaci? 

I, II, III, IV, V MIEJSCE – książka „Banda Michałka powraca” Ewy Karwan-Jastrzębskiejgadżety Junior Media + 10 pkt. na konto redakcji w rankingu #juniorlab (dla zarejestrowanych Junior dziennikarzy).