Recenzja „#Jestem M Misfit”

Ten film już od dłuższego czasu był bardzo promowany w różnych social mediach. Dzięki temu produkcja stała się bardzo popularna wśród młodzieży i wiele osób chciało się na nią wybrać. Premiera miała miejsce 8 listopada i aby dodatkowo rozpowszechnić film, w dniu pierwszego pokazu zorganizowano spotkanie, gdzie można było zobaczyć aktorów z filmu. Wszystkie postacie to osoby związane z branżą influencerską.

Główną bohaterkę - Julię Morską gra Sylwia Lipka. Cały film opowiada o szkole i problemach uczniów. Julia mieszkająca przez 10 lat w Ameryce, nagle dowiaduje się, że musi ponownie przeprowadzić się do Polski. Trafia do nowej polskiej szkoły. Już w pierwszy dzień spotykają ją niepowodzenia i dostaje miano Misfita, czyli osoby niedopasowanej do reszty. Uczniowie są podzieleni na grupy, np. vlogerzy, gang beauty czy sportowców. Najważniejszą grupą były vipki, czyli Wiktoria, Ola i Ela, które były najbardziej rozpoznawalne w tym liceum. Już na początku roku zostaje ogłoszone Szkolne „Mam Talent”, gdzie główną nagrodą jest bilet do Stanów Zjednoczonych. Julce bardzo zależy na wygranej, bo chce wrócić do USA.

Film został nagrany we Wrocławiu, ale nie jest to do końca polska produkcja, ponieważ fabuła została wymyślona w Holandii, potem Niemcy wykupiły prawa autorskie, a później Polska zrobiła to samo.

Naszym zdaniem nie był najlepszy. Sceny były zbyt chaotyczne, montaż wydawał się tani i mocno przypominał kreskówki. Fabuła nie była zbytnio interesująca, lecz rozumiemy, że dla osób grających w tym filmie była to na pewno niezapomniana przygoda i widać, że wszyscy dobrze się bawili na planie. Nie podobało nam się także to, że zwiastun za dużo mówi o tej produkcji. Cała akcja jest w nim zaprezentowana i gdy udajemy się w końcu na ten film do kina, to nie czujemy żadnego elementu zaskoczenia, bo wszystko wiedzieliśmy już wcześniej.

Kolejna kontrowersyjna sprawa, czyli reklamy w filmach. Jest to zrozumiałe, ponieważ producenci różnych produktów chcą zareklamować artykuły w wybranych filmach. Jednak w tym filmie jest to bardzo przesadzone, gdyż maskota pewnej firmy sieci telefonicznej nie pojawia się tylko miedzy wierszami, tylko występuje w paru scenach razem z bohaterami.

Podsumowując, film nie jest arcydziełem polskiego kina, nie warto na niego iść ze względu na wymienione minusy. Chyba, że jesteś fanem jednego youtubera występującego w „#Jestem M Misfit”, wtedy będziesz się dobrze bawić na tej produkcji.

Emilka Łagun

„Express Społeczniaka”




"Five Feet Apart", Justin Baldoni

Stella większość swojego czasu spędza w szpitalu, więc to nic dziwnego, że to właśnie tutaj poznała jednego ze swoich najlepszych przyjaciół, Poe. Jej siostra zginęła, skacząc z klifu do wody w czasie wakacji. Złamała kręgosłup. Zawsze lubiła sporty ekstremalne, ale tym razem zakończyło się to tragicznie. Stella razem ze swoimi pozostałymi przyjaciółkami miała zamiar wyjechać na wakacje, ale ostatecznie nie mogła z nimi pojechać. Dziewczyna chora na mukowiscydozę nie może pozwolić sobie na nadmierny wysiłek fizyczny, a jej kontakt z innymi chorymi na tę chorobę może okazać się śmiertelny. Nigdy w życiu nawet nie przytuliła się z Poe, który był dla niej tak ważną osobą. Nie zdążyła - chłopak zginął.

Ta historia nie byłaby pełna bez Willa, chłopaka o "miękkich włoskach", który całkiem skradł serce Stelli. Jedyna osoba, w której zakochała się dziewczyna, akurat musiała również chorować na mukowiscydozę. Stella pokonując swoje własne bariery, ryzykowała życiem dla miłości. Dla miłości, która miała być już wieczna.

Co sądzę na temat tego filmu? Fabuła pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Po co wymyślać coś nowego, coś, co na długo zapisze się na kartach historii kina, jak można po raz kolejny odtwarzać tę samą historię w kółko? "Gwiazd naszych wina", w reżyserii Josha Boone'a to jedna z licznych produkcji, które, jak widać, aż zanadto zainspirowały scenarzystów "Five Feet Apart". Filmy takiego typu nigdy specjalnie mnie nie porywały i teraz znowu się zawiodłam. Aktorów, a w szczególności Cole'a Sprouse'a, którego znamy już z "Riverdale" czy hitów starego Disney Channel "Nie ma to jak hotel" i "Nie ma to jak statek" stać zdecydowanie na więcej. Momentami śmieszny, a jednocześnie też żenujący - "smutne" sceny według mnie nie były smutnymi scenami.

Trudno powiedzieć, że jest to produkcja wysokich lotów i tak samo trudno jest mi ją polecić.

Klara Dąbrowska

„Express Społeczniaka”




"Martwe zło" (2013), Fede Alvarez czy "Martwe zło" (1981), Sam Raimi?

Motyw chatki w głębi lasu, do której przyjeżdża grupka przyjaciół, jest znany raczej wszystkim fanom kina grozy. Młodzież licząca na udany weekend poza miastem albo przyjaciele organizujący detoks dla uzależnionej od narkotyków młodszej siostry głównego bohatera to pierwsze różnice w fabule obu produkcji.

Klasyk Sama Raimi'ego z 1981 roku ukazuje dobrą zabawę, która później zmienia się w prawdziwe piekło. Nastolatkowie znajdują dziwną książkę z jeszcze dziwniejszymi tekstami i rysunkami, dodatkowo oprawioną w ludzką skórę. I tu pojawia się kolejna różnica - w filmie Fede Alvarez'a jeden z bohaterów sam odczytuje słowa w niej zapisane, a Raimi wolał uraczyć nas przerażającą kasetą z nagraniem byłego lokatora chatki.

W ten sposób zostaje obudzony demon, a prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna. Najpierw urocza Cheryl (a w wersji Alvarez'a burzliwa Mia) zostaje przez niego opętana, ktoś umiera, reszta chce się ratować, próbują uciec - nie mogą, bo jakiekolwiek drogi powrotne są albo zablokowane albo już ich nie ma (stary most, po którym przejeżdżali, zawalił się). Krótko mówiąc, nastolatkowie zostają skazani na śmierć.

Sam Raimi jak i Fede Alvarez gwarantują brutalne, krwawe, niekiedy wręcz obrzydliwe sceny. Różnica polega na ich sposobie przedstawiania historii. Raimi nie szczędzi czarnego humoru, podczas gdy Alvarez próbuje stworzyć z oryginału poważny horror. Wydaje się to bezsensowne - "Martwe zło" Raimi'ego ma swój urok właśnie dzięki temu komizmowi. Fede Alvarez chce nas zaskoczyć, pokazać, że można jeszcze w inny sposób straszyć domem w środku lasu. Humor zostawia w tyle i skupia się na dramatycznym przebiegu wydarzeń. Chciał zrobić coś nowego, co się chwali, ale czy to mu wyszło, to już kolejna sprawa. Nawiązuje do oryginału i co prawda, momentami zdobywa się na ironię, ale koniec końców oferuje nam krwawą łaźnię, dokładnie tak jak Sam Raimi.

Znacznie lepiej prezentują się efekty wizualne - technicznie film Alvarez'a jest świetny. Nie ma sensu jednak porównywać go w tej kategorii z hitem Raimi'ego, bo, jak wiemy, w trakcie

ponad 30 lat oddzielających obie produkcje nasze możliwości technologiczne znacznie się zmieniły.

Podsumowując, remake z 2013 roku jest dobrym filmem, lecz nie tak dobrym jak oryginał. Fede Alvarez tak właściwie wstydzić się nie może, ale nic nie przebije kultowego dzieła Sam'a Raimi'ego.

Klara Dąbrowska

„Express Społeczniaka”




„Smętarz dla Zwierzaków”

reżyseria: Kevin Kolsch, Dennis Widmyer

Akcja filmu dzieje się w niewielkim miasteczku Ludlow w stanie Maine. Przeprowadza się tam Louis Creed wraz z żoną o imieniu Rachel, córką Ellie i jej młodszym bratem Gage'm. Rodzina wprowadza się do domu położonego obok ruchliwej szosy.

Pierwszego dnia pobytu w nowym miejscu Ellie odkrywa w lesie tajemnicze miejsce – cmentarz, na którym dzieci z miasta chowają swoje zmarłe zwierzęta. Stały tam drewniane krzyże wbite w ziemię na kształt koła. W tylnej części cmentarzyska znajdował się wysoki mur ułożony z gałęzi. Niedaleko od domu dziewczynki mieszka Jud Crandall, który wiedział o mrocznej przeszłości tego tajemniczego miejsca. Dawniej w tych okolicach mieszkali ludzie, którzy urządzali tam pochówki. Odkryli, że kryje się tam nieznana, zła siła. Bali się jej, więc postanowili opuścić to miejsce, ale przedtem zbudowali ogrodzenie z gałęzi, by demony nie poszły za nimi.

Niebawem kot Ellie – Church, ginie pod kołami przejeżdżającej ciężarówki. Ojciec dziewczynki chce ukryć przed nią śmierć zwierzaka, więc potajemnie wybiera się z Judem w nocy na „smętarz”. Mężczyzna prowadzi Louisa przez tajemniczy mur z gałęzi. Za ogrodzeniem znajdują się kurhany. Mężczyzna zakopuje tam martwe zwierzę. To wydarzenie rozpoczyna serię nieszczęśliwych wypadków i budzi złą moc uśpioną pod ziemią.

Następnego dnia kot jak gdyby nigdy nic wraca do domu, ale nie jest już tym samym miłym zwierzątkiem. Jest agresywny i stanowi zagrożenie dla dzieci. W dniu swoich urodzin Ellie ginie pod kołami tej samej ciężarówki, co Church. Louis postanawia pochować ją na kurhanach, by ożyła. Dziewczynka wraca do domu, lecz także staje się zła. Zabija Juda, a potem swoją matkę. Te wydarzenia doprowadzają do szaleństwa Louisa. Podpala dom sąsiada i zabiera ciało swojej żony na „smętarz”. Film kończy się, gdy zmartwychwstała Rachel wraca do domu swojego męża i wypowiada słowo „kochanie”, a jej głos brzmi jakby miała w ustach ziemię.

Film jest przerażający, wydarzenia są zaskakujące i wywołują strach i zaskoczenie. Akcja trzyma w napięciu. Jest to film dla ludzi o mocnych nerwach.

Monika Żołud

„Express Społeczniaka”




„Pokemon: Detektyw Pikachu”

Jakiś czas temu byłyśmy na filmie "Pokemon: Detektyw Pikachu". Jest to film o gatunku fantasty produkcji amerykańsko-japońsko-kanadyjskiej. Reżyserował go Rob Letterman, a wystąpili w nim m.in. Justice Smith, Ryan Reynolds oraz Rita Ora. Głównymi bohaterami są Pikachu i Tim Goodman. Ich głównym celem było udowodnienie i znalezienie Harry'ego Goodmana, czyli taty Tima. Chłopak znalazł Pikachu w starym mieszkaniu ojca i od razu dowiedział się, że umie się z nim porozumieć. W odnalezieniu Harry'ego pomagała im Lucy Stevens, stażystka w jednej ze stacji telewizyjnych. Po drodze spotykają dużo przeszkód, lecz nie zatrzymuje ich to.

Gdy całą sytuacja zaczęła się wyjaśniać, nagle pokemon, który znał odpowiedź na ich pytanie, został uprowadzony przez twórcę miasta- Ryme City. Burmistrz połączył się mózgami z Mewtwo- najsilniejszym z pokemonów. Wszyscy mieszkańcy zamienili się w swoje pokemony i nastała panika. Jednakże Pikachu razem z Timem ocalili miasto przed zagładą.

Naszym zdaniem był to bardzo ciekawy film i warto go obejrzeć. Rozrywka i śmiech gwarantowane. Szczególnie zadowoleni będą fani pokemonów.

Milena Kaczmarek

„Express Społeczniaka”




Recenzja filmu „Magiczny miecz”

„Magiczny miecz” to niezwykła, pełna magii i emocji opowieść znanym wszystkim królu Arturze, Rycerzach Okrągłego Stołu i magicznym mieczu Ekskaliburze. Fabuła opiera się na ty, iż zły rycerz Ruber wykrada magiczny miecz i postanawia zostać nowym władcą królestwa. Na poszukiwanie zaginionego miecza wyrusza wzbudzająca w widzach sympatię drużyna: dzielna dziewczyna Kayley, niewidomy giermek Garret i nieustannie dowcipkujący dwugłowy smok o imionach Devon i Cornwall. Widzowie przeżywają razem z nimi mnóstwo zaskakujących i zabawnych przygód. A co najważniejsze odkrywają nieograniczoną siłę przyjaźni.

Na uwagę oprócz fabuły zasługuje ciekawa gra aktorska. Kreacje bohaterów są fantastycznie zbudowane. Aktorzy grają w taki sposób, że cały czas podążamy za ich przygodami. Przyczynia się do tego dobrze napisany scenariusz. Dialogi bohaterów sprawiają, że akcja cały czas trzyma widza w napięciu. Dodatkowym atutem jest piękna średniowieczna sceneria oraz muzyka, która buduje akcję.

Zachęcam wszystkich do obejrzenia filmu w wolny wieczór w ramach rodzinnego seansu filmowego lub podczas spotkania z przyjaciółmi.

Martyna Paciorek

Redakcja WRÓBELKA




Recenzja filmu SHREK

Przedmiotem mojej recenzji jest film ,,Shrek’’, który miał premierę w 2001r. Jest to amerykańska produkcja w reżyserii Anderw Adamsona i Vicky Jenson, a jego autorem jest William Steiga.

Jest to film bardziej dla dzieci główni bohaterowie tego filmu to: Shrek , księżniczka Fiona i osioł. Na bagna Shreka dostają się, wypędzeni z królestwa Lorda Farquaada, postaci z bajek. Ogr, by przywrócić spokój na bagnach, porozumiewa się z Lordem i wyrusza na poszukiwanie księżniczki Fiony - przyszłej małżonki Farquaada. Po walce ze smokiem, który okazuje się płci żeńskiej, Shrek wraz z Fioną i osłem powracają na bagna. W czasie drogi Ogr zakochuje się z wzajemnością w Fionie. Historia kończy się szczęśliwie - Shrek i Fiona biorą ślub. Film został w całości stworzony przy użyciu grafiki komputerowej. Polski dubbing podłożyli: Zbigniew Zamachowski ( Shrek) i Jerzy Stuhr ( Osioł).

Jest to film fantastyczny, bardzo śmieszny, entuzjastycznie przyjęty przez dorosłych i dzieci. Zalety tego filmu to: śmieszne dialogi, nie ma w nim żadnych wulgarnych słów. Jego główna wada to to, że uzależnia małe dzieci od oglądania.

Moim zdaniem ten film dla mnie jest wciągający. Najciekawszym wątkiem jest to, jak Shrek i osioł ratują księżniczkę Fionę i jak walczą z czarownicami. Zapraszam do obejrzenia.

Martyna Paciorek

Redakcja WRÓBELKA