„Książę w Nowym Jorku”

Oglądałam niedawno film pod tytułem "Książę w Nowym Jorku". Film opowiada o księciu mieszkającym w indyjskim kraju. Chłopiec był traktowany jak bóstwo. Jego służący robili za niego wszystko, a kwiaciarki zawsze sypały mu kwiatki pod nogi. Lecz on nie chciał być księciem. Postanowił wyjechać ze swoim doradcą, który był też jego przyjacielem, do Nowego Jorku i spróbować życia normalnego człowieka. Oczywiście jego rodzice spakowali mu bardzo dużo walizek i dali mu dla nich skromne swoje rzeczy, ale dla innych bardzo drogie.

Chłopak wylądował w bardzo biednej wiosce. W końcu znalazł mieszkańca, który oferował mu pokój o bardzo skromnych warunkach. Ubodzy ludzie prędko zabrali mu wszystkie walizki. Dzień później wszyscy biedni chodzili w złotych szatach oraz innych pięknych rzeczach.

Więcej już nie napiszę, ponieważ zachęcam do oglądnięcia tego filmu. Jest bardzo ciekawy, jest w nim dużo śmiesznych scen. Jego plusem jest również to, że przypomina o tym, iż do życia nie jest potrzebne bogactwo. Ten film nie ma minusów, dlatego bardzo go polecam.

Julia Banasiak

„Express Społeczniaka”




„Następcy”, reż. Kenny Ortega

Ten film opowiada o łobuzach, którzy mają na imię: Mal, Evie, Carlos de Vil i Jay. Ich rodzice to Diabolina w złej osobie, zła królowa, Dżafar i Cruella de Mon. Przeniesiono ich na wyspę otoczoną magiczną barierą, z której nikt, kto mieszka na wyspie, nie może uciec. Tylko kto zamieszkuje w królestwie, może się przedostać na druga stronę. Wszyscy mieszkańcy od początku marzyli, żeby się zemścić na władcach, którzy postanowili stworzyć tę barykadę.

Pewnego dnia do dzieci złych postaci, o których jest mowa w tekście, przyjechał pewien pan z liceum królewskiego. Powodem jego wizyty było to, żeby zabrać je do ogólniaka. Rodzice bohaterów z chęcią się zgodzili, bo pragnęli różdżki dobrej wróżki, by być niezwyciężonymi. Dyrektorką tej szkoły była dobra wróżka. Król i królowa nie chcieli ich przyjąć, ale książę Ben dał im szansę uwolnić ich. Gdy dojechali, oprowadzili złych potomków rodziny. Mal i Evie miały razem pokój, tak jak Carlos de Vil i Jay. Mal, gdy weszła do pomieszczenia, od razu zasłoniła zasłony i powiedziała, że jest za jasno.

Po kilku godzinach wyruszyli do muzeum na akcję pt. „Wykradnięcie różdżki wróżki”. Na początku uśpili ochroniarza. Następnie Mal otworzyła drzwi. Pobiegli w kierunku różdżki, ale była zabezpieczona systemem ochronnym. Już wam nie mogę więcej napisać, ponieważ możecie odkryć ich przygody. Polecam tę produkcję wszystkim, którzy lubią przygodowe filmy.

Julia Kipiel

„Express Społeczniaka”




Sekretne życie zwierzaków domowych, reż. Chris Renaud i Yarrow Cheney.

Akcja rozgrywa się w Nowym Jorku, w którym kilkoro zwierzaków wyrusza w podróż, aby uratować swojego przyjaciela. Bajka zaczyna się od tego, że główny bohater - pies Max zostaje sam w domu, a wieczorem, niespodziewanie jego pani wraca z jego nowym „bratem”, to znaczy z kolejnym psem Duke'm. Max był rozczarowany i o niego zazdrosny. Przez to mieli dużo dziwnych oraz ciekawych przygód, jak ta, gdy byli w ściekach i walczyli ze złymi zwierzętami. Zdobyli tez wielu cennych i pomocnych przyjaciół. Na przykład psina o imieniu Bridget zakochała się po uszy w Maxie i to ona namówiła swoich przyjaciół do poszukiwań jego i Duke’a. Tymi kolegami byli: Tyberiusz, Budek, Mel i Chloe. Podczas wędrówki musieli stoczyć bitwę z wielkim, jadowitym i groźnym wężem oraz z przebiegłym, a zarazem słodkim królikiem Tuptusiem. Praktycznie nasi bohaterowie przegrywali, ale nagle... Jeśli chcecie dowiedzieć się, co dalej się działo, to zachęcamy do obejrzenia tego filmu. Zaletami jego są między innymi: zabawne sceny, ciekawa przygoda oraz przyjemna dla oczu animacja.

Klara Dąbrowska

„Express Społeczniaka”




„Był sobie pies”, reż. Lasse Hallström

"Ten świat jest naprawdę pomerdany"

„Był sobie pies” to adaptacja powieści W. Bruce'a Camerona z 2010 roku o tej samej nazwie. Do dziś książkę można kupić w wielu sklepach i księgarniach.

Jak mówi sama nazwa, film opowiada o retrieverze o imieniu Bailey. Zostaje przygarnięty przez 8-letniego Ethana i jego mamę. Wiedzie mu się dobrze, śpi z chłopcem, bawi się z nim. Przez pewne kilka lat działo się to samo. Mija 9 lat. 17-letni Ethan trenuje futbol amerykański, Bailey bawi się piłką, a jego właściciel znajduje dziewczynę - Hannah. Niestety po czasie wróg Ethana - Todd, wrzuca petardę do jego domu, przez co dom staje w płomieniach. Rodzice - a dokładniej matka (ojciec się wyprowadził) Ethana postanawiają wyprowadzić się do dziadków. Przez jakiś czas wszystko było dobrze, jednak po jakimś czasie pies leży, nie chce tknąć jedzenia ani wody, więc dziadkowie postanawiają zaprowadzić go do weterynarza. Ja w czasie filmu byłem przekonany, że umrze, tak też się stało.

Bailey odradza się, tym razem jako suczka. Jej/jego właścicielem zostaje policjant. Jednak podczas jednej z misji pies zostaje postrzelony w łapę, na skutek czego wykrwawia się na śmierć.

W ponownym wcieleniu jest już samcem. Przygarnia go pewna kobieta i nazywa go Tino. Właścicielka znajduje miłość, następnie są już po ślubie. Kobieta rodzi dzieci, warto także dodać, że mąż kobiety posiadał już suczkę, charta afgańskiego. Tino zaprzyjaźnia się z nią, jednak kiedy ona umiera, samiec traci sens życia i także umiera.

W czwartym, ostatnim wcieleniu Baileya ponownie jest samcem. Próbuje znaleźć psich przyjaciół i właściciela, co mu się nie udaje. Znajduję pewną kobietę – o dziwo pachnącą jak Hannah. Potem biega na polu w pobliżu farmy starego Ethana, który nie wiedząc, że to Bailey, nazywa go Buddy. Jednakże już po jakimś czasie orientuje się, kogo znalazł, i daje mu obrożę z czasów dzieciństwa z imieniem Bailey. Na tym kończy się film.

Film jest ciekawy i gra aktorska jest dobrze zagrana, natomiast wadą jest to, że jak na dzisiejsze standardy film jest dosyć długi. Warto także dodać, że wg. Wikipedii akcja filmu dzieje się od lat 50-tych XX wieku do pierwszej dekady XXI wieku. Moim zdaniem film jest warty obejrzenia.

Ryszard Sieja

„Express Społeczniaka”




"Zerwany kłos", reż. Witold Ludwig

"Zerwany kłos" pojawił się w kinach 17 lutego br. Opowiada on historię bł. Karoliny Kózkówny. Jest to polski film wyreżyserowany przez Witolda Ludwiga, który jest również autorem scenariusza.

Idąc do kina, wyobrażałam go sobie całkiem inaczej. Sama historia jest piękna, warta zapoznania, ale sposób jej przedstawiania już nie tak zachwycający. Rozmawiając o nim ze znajomymi, po prostu go trochę shejtowaliśmy. Niepotrzebny podział na rozdziały, a muzyka mało poruszająca. Nie wywołał u mnie jakichś większych emocji. Plusem jest dobra obsada m.in. z Dariuszem Kowalskim jako Janem Kózką. Z tą produkcją wiele osób wiązało dużą nadzieję, świadczy o tym pełna sala w kinie, ale niejedna osoba pewnie się trochę zawiodła.

Mam nadzieję, że słaby film nie zniechęci do poznania życia bł. Karoliny. Jest to piękna historia naprawdę warta poznania, ale może w trochę inny sposób niż obejrzenie filmu.

Kinga Zawisza

"Lider"




„Piękna i Bestia” reż. Bill Condon

„Piękna i Bestia” to kolejna animowana produkcja Disneya przeniesiona w wersji aktorskiej na ekrany kin. Bella, grana tutaj przez Emmę Watson , to mieszkanka niewielkiej francuskiej wsi, w której jest uważana za zaczytaną w książkach dziwaczkę. Jej wyjątkowa, pełna przygód historia zaczyna się, gdy jej ojciec zbacza z drogi powrotnej do domu i trafia do niewoli w zamku Bestii (Dan Stevens). Dziewczyna proponuje Bestii swoje życie w zamian za wolność ojca. Bestia przystaje na propozycję i dziewczyna zamieszkuje w zamkowej komnacie. Odkrywa, że zamek jest pełen ożywionych, zaczarowanych przedmiotów jak zegar, świecznik czy miotełka. Bestia natomiast z czasem okazuje przed dziewczyną swoje łagodne oblicze. Bella zaczyna żywić do niej coraz mocniejsze uczucia. Tymczasem Maurycy (Kevin Kline), ojciec Belli, nie może pogodzić się z decyzją córki, prosi więc o pomoc Gastona (Luke Evans), który jest od dawna zakochany w Belli. „Piękna i Bestia” to emocjonująca produkcja, odtwarzająca wszystkie elementy, które znamy z animowanej klasyki Disneya. Pięknie odwzorowane kostiumy, sceneria i oryginalna muzyka. To film, który będzie podobał się dziecięcej publiczności. Większość widzów lubiących animacje Disneya z pewnością będzie zachwycona. Nowa wersja filmu „Piękna i Bestia” nie dokonuje rewolucji i nie tworzy nowej wersji. Jest to odświeżona, sprawdzona historia, którą wszyscy kochają. To z pewnością wystarczy, aby dobrze się bawić podczas oglądania filmu.

Alicja Tokarczyk kl. VIa 

"Kurier Jedynki" 

SP nr 1 w Leszczynach




„Był sobie pies” , W. Bruce Cameron

„Był sobie pies” to książka pełna uczuć i wyjątkowych opowieści o pewnym psie. Bailey, bo tak na początku nazywa się bohater, to uroczy kundel, który po serii niefortunnych zdarzeń odchodzi z tego świata. Ku swemu zdziwieniu odradza się ponownie. Misją tego psa staje się ciągłe przypominanie swoim właścicielom co to jest pogoda ducha i miłość. Zajmuje mu to kilka żyć, kilka rodzin. Zmienia się też jego imię; Toby… Bailey… Ellie …Bohater książki daje się poznać jako pies bezdomny, pies uciekinier, przyjaciel dziecka, ratownik, pies rodowodowy. Książka jest spojrzeniem na świat ludzi oczami psa. Czytając miałam okazję śledzić losy bohatera, jego liczne psie smutki i radości, które pozwoliły mu odkryć sens jego istnienia. Psi bohater jest wyjątkowo pozytywną postacią, czego niestety nie zawsze można powiedzieć o kolejnych opiekunach naszego bohatera. Widać tu rożne sposoby postępowania ludzi, które mają wpływ na naszego bohatera. „Był sobie pies” to ciekawa i pomysłowa historia. Doprowadza do łez ze śmiechu i wzruszenia. Ta książka pokazuje, że miłość nie zna granic. Po przeczytaniu tej powieści na pewno większość zastanowi się nad tym, czy właściwie opiekujemy się naszymi zwierzętami i jak one opiekują się nami.

Alicja Tokarczyk kl. VI a

"Kurier Jedynki"

SP nr 1 w Leszczynach




Marz, a dostaniesz

Sześć Oscarów na 14 nominacji. Najlepszy Reżyser, Najlepsza Aktorka pierwszoplanowa, Najlepsza Piosenka, Najlepsza Muzyka, Najlepsza Scenografia.

Damien Chazelle w jednym z ostatnich wywiadów wyznał, że „La La Land”, jego najnowszy film był przez niego planowany jeszcze zanim zaczął fachowo zajmować się reżyserią. Wydawać by się mogło, że jest to lekkie wyolbrzymienie – w końcu jak długo można planować zwykły musical? Jednak efekty tej ciężkiej pracy widać na ekranie przez cały czas trwania filmu i właśnie to sprawia, że tak ciężko o nim zapomnieć.

Mia jest początkującą aktorką. Na co dzień pracuje jako kelnerka w zwyczajnej kawiarni przy ruchliwej ulicy w Los Angeles. Jej największym marzeniem jest wreszcie bycie zauważoną na castingu i wystąpienie przed publicznością na deskach teatru. Pomimo wielu porażek, które powoli zaczynają wpędzać ją w depresję i losu, który wydaje się ciągle robić jej na złość, nie poddaje się.

Sebastian to muzyk jazzowy, który marzy o otwarciu swojego własnego, niewielkiego klubu jazzowego, którego będzie właścicielem i w którym będzie mógł zadowalać gości swoją grą na fortepianie. Zamiast jednak brnąć po swoje – gra „do kotleta” w pobliskich knajpkach, gdzie jednak nie potrafi się odnaleźć. Drogi tej dwójki splotą się w wielu miejscach, ale czego mogą oczekiwać skoro ich marzenia tak bardzo różnią się od siebie? Reżyser sprawnie buduje relację między nimi, dając im naturalne dialogi i silną warstwę emocjonalną. Wydawać by się mogło, że film ten nie różni się niczym specjalnym od wszystkich innych musicali: mężczyzna i kobieta, bardzo różniący się od siebie, starają się odnaleźć drogę do spełnienia swoich marzeń. W tle muzyka, taniec, śpiew. Jednak „La La Land” ma w sobie coś ta magicznego, czego nie miał jeszcze żaden musical. Intrygujące Los Angeles w klimacie lat 50. XX wieku, zjawiskowa choreografia i chwytliwa, klimatyczna muzyka w tle. Już pierwsza sekwencja filmu, nakręcona w jednym ujęciu na ruchliwej autostradzie w Los Angeles zapowiada coś niezwykłego.

Jest też dużo magii, nie takiej jak w filmach fantasy, ale metaforycznej, symbolizującej relację pomiędzy Mią i Sebastianem. Emma Stone i Ryan Gosling w tych rolach są zjawiskowi, a ich gra aktorska jest tak naturalna, że wydaje się jakby żywcem wyciągnięto ich z lat 50. Praca nad filmem musiała kosztować ich bardzo dużo – choreografii jest dużo i jest ona bardzo rozwinięta i skomplikowana, co daje świetny efekt końcowy. Aktorzy naprawdę spisali się na piątkę z plusem. Nie dziwne, że film został obsypany tak wieloma nominacjami do przeróżnych nagród.

Jest klimat, jest magia, jest świetna gra aktorska, piękne układy taneczne i genialna warstwa muzyczna. Czego chcieć więcej? „La La Land” szczególnie poleciłbym marzycielom i ludziom, którzy lubią usiąść w kinie, by zrelaksować się i chociaż na chwilę zaszyć się w świecie, w którym marzenia są codziennością, a ich spełnienie – głównym priorytetem.

Dawid Roik kl. 2a

"Korczynek"




Odjechał pociąg, odjechały emocje

Kiedy w 2015 roku nieznana nikomu brytyjska pisarka Paula Hawkins wydała swoją debiutancką powieść, zatytułowaną „Dziewczyna z pociągu”, nikt nie spodziewał się, że ta wzbudzi tak wielki rozgłos. Przetłumaczony na 35 języków i królujący na listach bestsellerów na całym świecie thriller psychologiczny zszokował miliony czytelników i zachwycił wielu pisarzy, którzy nazwali autorkę „Alfredem Hitchcockiem dwudziestego pierwszego wieku”. Jak można się było spodziewać – niedługo po premierze książki przez wytwórnię Dreamworks zostały wykupione prawa do nakręcenia adaptacji filmowej.

Główną bohaterką filmu jest Rachel (w tej roli Emily Blunt), średniego wieku kobieta i alkoholiczka, pogrążona w depresji po rozwodzie z mężem, który po jej pijackich wybrykach zostawił ją dla innej. Ukojenie odnajduje ona w codziennych przejażdżkach pociągiem na obrzeżach Nowego Jorku. Tam, gdy pociąg na chwilę zatrzymuje się przy jednym z domów, zaczyna obserwować mieszkającą w nim parę ; wyjątkową, bo przypominającą jej o Tomie, jej byłym mężu. Początkowe zainteresowanie zaczyna zamieniać się w obsesję, a Rachel każdego dnia wsiada do pociągu tylko po to, by choć na chwilę zobaczyć swoją idealną parę, dostrzec co robią i wyobrażać sobie siebie na ich miejscu. Tak dzieje się do czasu, aż Rachel widzi coś, czego potem długo żałuje. A Megan, kobieta mieszkająca w tym domu znika.

Film Tate’a Taylora posiada trzech narratorów. Są nimi Rachel, główna bohaterka, jej były mąż Tom i jego nowa żona Anna oraz Megan, kobieta, która ginie bez śladu. W adaptacji pojawiają się zarówno aktualne wydarzenia, jak i retrospekcje, co nie tylko pobudza wyobraźnię widza, ale również sprawia, że ten jest w stanie zrozumieć film w o wiele większym stopniu.. Podział na narratorów i czas akcji mógłby sprawiać wrażenie zagmatwanego, ale początkowe sceny są skonstruowane zaskakująco dobrze i nie wprowadzają mętliku, co zasługuje na pochwałę. Niestety, ma to też swoje wady. Pierwsza część filmu jest tak nużąca, że widz zamiast zagłębiać się w intrygującą fabułę, ze znudzeniem spogląda na zegarek. Taki nastrój, niestety, utrzymuje się prawie do samego punktu kulminacyjnego, który jest jednym z większych plusów filmu. Na aplauz zasługuje również postać Rachel odegrana przez brytyjską aktorkę Emily Blunt. Aktorka nie tylko świetnie radzi sobie ze scenami, w których wpaja w siebie hektolitry alkoholu i wrzeszczy, jak bardzo nienawidzi nowej żony jej byłego męża, ale też w tych „płaczliwych”, gdzie emocje malujące się na jej twarzy są wyjątkowo realistyczne. Aktorka sprawnie operuje tonem głosu, mimiką twarzy i samym zachowaniem, do bólu przypominając alkoholika z prawdziwego zdarzenia. Biorąc pod uwagę fakt, że w trakcie nagrywania filmu była w ciąży, zasługuje na owacje na stojąco.

Inni aktorzy nie mieli okazji pochwalić się swoimi umiejętnościami w tak dużym stopniu, a ich postaciom w większości przypadków brakowało „tego czegoś”, co sprawiłoby, że ich motywy byłby o wiele bardziej zrozumiałe.. I to jest właśnie kolejnym minusem tego filmu. Okrojony do granic możliwości sprawia, że po głowie krąży nam pytanie ”Ale... po co?”. Rozumiemy fabułę i znamy przyczyny zachowania bohaterów, ale to co robią jest czasami zwyczajnie głupie. I to razi w oczy bardziej, niż powinno.

Wbrew pozorom, pomimo kilku większych minusów, film ogląda się bardzo przyjemnie. Dla niewymagającego za wiele widza, który przychodzi do kina po to, by odpocząć po ciężkim dniu jest to idealna propozycja. Osoba, która oczekuje zawiłego, przepełnionego akcją i napięciem dreszczowca srogo się zawiedzie, gdyż w filmie zwyczajnie brakuje „suspensu” i charakterystycznej dla tego typu filmów akcji. Reżyser, kładąc duży nacisk na próby stworzenia jak najwierniejszej ekranizacji zapomina, że przecież książka i film rządzą się zupełnie innymi prawami. I dostajemy to, co dostajemy, czyli interesującą opowieść, ale bez duszy.

Dawid Roik kl. 2a

"Korczynek"




"Pasażerowie", reż. Morten Tyldum

Najnowsza produkcja Mortena Tylduma pt. „Pasażerowie” musiała długo czekać, by ostatecznie pojawić się na ekranach kin. Oryginalny scenariusz filmu został napisany już w 2007 roku, lecz w międzyczasie nie tylko zmieniała się jego forma i zawartość, ale także obsada i ekipa produkcyjna. Prawdziwe zainteresowanie tą nietypową produkcją ze strony fanów pojawiło się dopiero, gdy ujawniono nazwiska dwóch aktorów odgrywających główne role. Jedni z najpopularniejszych aktorów na świecie: Jennifer Lawrence, młoda laureatka Oscara, znana między innymi ze swojej roli w „Igrzyskach Śmierci” i Chris Pratt, przywódca „Strażników Galaktyki” wywołali wielką lawinę spekulacji.

Film opowiada historię pasażerów statku „Avalon”, którzy zdecydowali się opuścić Ziemię, by po 120 latach hibernacji obudzić się na nowej planecie, z zamierzeniem założenia kolonii i rozpoczęcia nowego, lepszego życia. Jednak nie wszystko idzie tak gładko, jak zostało zaplanowane. Dwójka z nich, Jim (Chris Pratt) i Aurora (Jennifer Lawrence), na skutek awarii kapsuł hibernacyjnych budzi się już po 30 latach lotu. Nie pomaga im wzywanie pomocy, nie można też obudzić śpiącej załogi. Wszystko wskazuje na to, że skazani są na śmierć na statku.

Do tego momentu film trzyma świetne tempo. Mrok kosmosu, przerażenie bohaterów i ich przyszłość wisząca na włosku w połączeniu z nietypową, ale świetnie wpasowaną warstwą muzyczną autorstwa Thomasa Newmana naprawdę idealnie ze sobą współgrają. Ale potem, po jakiejś godzinie seansu, wszystko zaczyna się sypać. Wbrew pozorom, pomimo wszechogarniającego Wszechświata i statku kosmicznego – nie jest to film science-fiction, który został nam obiecany i zaprezentowany w zwiastunach. To film romantyczny z elementami tego pierwszego, którego niestety jest niewiele. Taki trik ze strony producentów z pewnością wyjdzie im na dobre – spragnionych porządnej dawki fantastyki naukowej widzów może jednak rozczarować. Na aktorstwo nie można narzekać – zarówno Chris Pratt, jak i Jennifer Lawrence dobrze odegrali swoje role. Emocje na ich twarzach na pewno przypominałyby te nasze, gdybyśmy znaleźli się w podobnej sytuacji. Film sam w sobie też nie jest zły – fabuła mogłaby być jednak poprowadzona w zupełnie innym kierunku. Rozczarowuje tak naprawdę tylko to, co miało być, a czego zabrakło. Gdyby od samego początku zapowiadano tego rodzaju film, odczucia po nim na pewno byłyby bardziej pozytywne.

W produkcji poruszonych zostaje wiele ważnych tematów; tak ważnych, że powinny gnieździć się w naszych głowach jeszcze przez długi, długi czas. Ale wychodzimy z kina i po niedługim czasie zdajemy sobie sprawę, że nie pamiętamy nawet imion bohaterów. A było ich tak naprawdę tylko dwóch. Czy to oznacza, że scenarzyści wypełnili swoje zadanie? Nie sądzę.

Krótko mówiąc – „Pasażerowie” to film niezły, ale z niewykorzystanym potencjałem. Większość osób wyjdzie z kina zadowolona, ale niektórzy pojmą, że tak dobry pomysł mógł zostać wykorzystany w o wiele lepszy sposób – by zmusić nas do myślenia o nim jeszcze długo po powrocie do domu, ale też zadowolić tym, co najbardziej kochamy w tego rodzaju kinie. Tymczasem otrzymujemy film, który zachwyca nas, ale tylko pięknymi widokami kosmosu i wnętrzem statku, który na pewno każdy z nas chciałby posiadać. Reszta zasługuje najwyżej na średnią „piątkę”

Dawid Roik kl. 2a

"Korczynek"